Relacja ze Stutthofu
Istnieje niezwykła relacja z życia polskich kapłanów w Stutthof w 1940 r.
Złożył ją ks.Wojciech Gajdus. W 1943 r., ukrywając się przed Niemcami - po zwolnieniu z obozu koncentracyjnego Sachsenhausen - opisał swoje przeżycia obozowe, w tym pierwszą, potajemną, obozową Mszę św., odprawioną 21.03.1940 r., w Wielki Czwartek, dzień, gdy kapłani odnawiają swoje przyrzeczenia.
Ową Mszę św.celebrował zamordowany parę lat później w komorze gazowej w niemieckim ośrodku eutanazyjnym Hartheim, ks. Bolesław Piechowski.
Wczytajmy się w słowa być może najwspanialszego i najpiękniejszego opisu Najświętszej Ofiary w języku polskim:
„Niestrudzony ceremoniarz wielkotygodniowy, ks.Wicek Frelichowski dumał o czymś głęboko i frasobliwie. Od kilku dni prowadził jakieś tajemne rokowania z przemytnikami, chodzącymi codziennie do tartaku. Co popołudnie wyglądał ich niecierpliwie i wreszcie w środę Wielkiego Tygodnia na chwilę rozmarszczyło się jego zafrasowane czoło. Z radością i dumą pokazuje swym sąsiadom i powiernikom dwie małe pszenne bułki, zawinięte troskliwie w białą płócienną chuskę, dotąd dziwnym trafem zachowaną w stanie śnieżnej białości. Od rana też czyści skrupulatnie małą szklankę i tę spowija, jakby skarb jakiś, w inną chustkę.
Spojrzeliśmy na siebie. Bez słów. Zrozumieliśmy szalony pomysł[…] ‘ A wino? ’ Wicek niezrażony podnosi swe oczy na pytającego. ‘Myślałem o tym’ - szepce […]- ‘Nie wierzę, żeby przy tylu kapłanach ktoś nie miał choć kropli wina mszalnego. Trzeba obejść cały barak i popytać’.
Wyruszamy, mało mając nadziei na zdobycie tego bezcennego napoju tu, w obozie, po tylu miesiącach kaźni. Idziemy jednak posłuszni wezwaniu. Przepychamy się przez wszystkie żywe zapory. Stajemy na chwilę, szeptem rzucamy pytanie: ‘Kto ma choć parę kropli wina mszalnego?’ Zdziwieni nadsłuchują towarzysze. Z niedowierzaniem smutno kiwają głowami […] Kto by tu miał wino mszalne!
Kończymy obchód baraku. Znikąd spodziewanego odzewu. Aż tu z barłogu unosi się mała, drobna postać ks.Józefa Müllera. ‘Wina wam potrzeba? Czy chodzi o odprawienie Mszy św.?’- pyta drżącym głosem. ‘Jeżeli tak, dam wam dwie butelki, starczy na dwie Msze św. Macie tu i duży zapas hostii’
[…] Wicek zdaje się wcale temu nie dziwić […] ‘Byłem prawie pewny, że Pan Bóg nie zostawi nas bez tej pociechy, może i dla wielu ostatniej. I nie zostawił’.
[…] Jest Wielki Czwartek […] Mała walizka spoczywa na barłogu na plewach, na niej biała chusta- to obrus. Większa szklanka z komunikantami. Mniejsza szklanka - to kielich. Przed nim spoczywa wielka hostia. Nad walizką-ołtarzem wisi mały krzyżyk. Oto i cały ołtarz […]
[…] Na klęczkach, za zasłoną, gdyż z braku miejsca inaczej nie można, celebrować będzie Mszę św.ks.Piechowski, asystentem i ministrantem będzie ks.Frelichowski. Zasłona spływa z ich pleców tworząc wypukłości[…] Pod zasłoną ciasno i gorąco. Tak gorąco, że mały ogarek, który trzyma jeden z kapłanów, zamiera co chwila. Trzeba od czasu do czasu unosić trochę zasłonę, by wpuścić powietrze […]
Ludzie to czy anioły zaczynają tam, klęcząc za zasłoną, rozmowę z Bogiem, pełną łkań i załamań. Przez salę leci półgłośny szept: łac. Introibo ad altare Dei (pl. Przystąpię do ołtarza Bożego) […] Głos […] łamie się co chwila. Ktoś przy mnie nie wytrzymał. Jęknął i szlocha jak małe skrzywdzone dziecko. Inny twarz ukrył w dłoniach i pochyla się jednostajnym rytmem, jak w Częstochowie modlące się staruszki. Tu i ówdzie ktoś pociąga nosem. To nie katar szaleje w baraku, lecz Jakuby mocują się z aniołem na pustyni ludzkiej. Mocują się w sobie i walczą Abrahamy. To ogrójcowe szepty i jęki napełniają powietrze.
Głosy zza zasłony krzepną- już się nie łamią. Wyraźnie i wdzięcznie płynie trójgłosem łac. Credo (pl. Wierzę) […]
Po chwili Offertorium […] Tak, o Panie, weź tę ofiarę naszych marnych wyniszczonych ciał i dusz naszych. Weź ofiarę za przyjaciół i nieprzyjaciół, za żywych i umarłych, za nasze parafie, za Ojczyznę. Ty umiesz wskrzeszać z prochów światło i życie. Niech prochy nasze uproszą przed obliczem Twoim Zmartwychwstanie Ojczyzny. Niech głosy nasze wraz z głosami wszystkich Twoich cherubinów i serafinów śpiewają Tobie: Święty, Święty, Święty…
[…] Pan i Bóg przyszedł do Stutthofu. W Wielki Czwartek święci Paschę z uczniami Swymi. Przed męką i śmiercią, na jaką za dni niewiele będzie wydany w tych oto uczniach, co są członkami Ciała Jego, święci ostatnią Paschę Swoją. Bezszelestnie prawie przyczołgują się uczniowie Pańscy do stóp Pana. Wielu po raz ostatni przyjmuje Go na ziemi. To ich wiatyk, zaopatrzenie na ostatnią drogę. Dwaj z nich, ks.Komorowski i ks. Górecki, którzy wsuwają się milczkiem do baraku i przyklękają na przyjęcie Pana, dziś jeszcze będą z Nim w raju. Inni za dni kilka lub kilka tygodni odejdą do Ojca światłości po nagrodę zbytnio wielką - za ofiarę z życia i krwi”
ks.Wojciech Gajdus, op.cit.…